fbpx

Schody, które mnie pokonały

W życiu każdego człowieka przychodzi taki dzień, w którym podejmuje w końcu decyzję o tym, że trzeba coś zmienić. Pamiętam go dokładnie, bo wtedy pierwszy raz, od dłuższego czasu, spojrzałam trzeźwym i bardzo racjonalnym okiem na otaczającą mnie rzeczywistość. Na ten jeden dzień zdjęłam moje magiczne, różowe okulary i stanęłam w prawdzie. Nie spodobało mi się to. Dziś wiem, że nie podobało mi się już wcześniej ale albo nie chciałam tego widzieć, albo zwyczajnie udawałam ślepą. Tamtego dnia było inaczej. Może Cię rozczaruję, ale nie mam pojęcia dlaczego. Nie przeżyłam traumy, nie stało się nic „przełomowego”, nie wstałam z łóżka z myślą, że czas ogarnąć swoje życie. Po prostu piłam kawę, która z jakiegoś powodu była inna niż zwykle. Kiedy odstawiałam kubek na miejsce, po prostu podjęłam decyzję. To było jednocześnie zwyczajne i na pewien sposób „magiczne”. Jedna myśl doprowadziła do wielkich zmian.

Zaczęłam pracę z Zuzą, moim trenerem personalnym. Powiem Ci szczerze, ma twarz anioła ale hardość i duszę ze stali. Nie oszczędza mnie, nie daje taryfy ulgowej. Jedyne co przede mną stawia, to wymagania i kolejne cele. Takie jak ten ostatni.

Nie raz płakałam do tej cholernej maty, wkurzając się na cały świat. Nie raz denerwowałam na Zuzę i jej pomysły. Nie raz nie chciałam przyjść na trening, ale nic mnie tak nie przerosło jak piekielne schody w centrum Gdańska. Zadanie było proste – trzeba na nie wbiec. Niby nic. Rozgrzeweczka. W końcu powinnam sobie poradzić (przecież ćwiczę). Miała to być zabawa.

Taaaaaaak, bawiłam się świetnie. Najlepsza przygoda ever, „jak stracić płuca w ciągu 3 minut”. Czy wbiegłam na schody? Nie, ja się na nie wczołgałam…i to ledwo. Na trzecim etapie modliłam się, by nie wypluć wnętrzności.

Jeśli spodziewasz się historii sukcesu, rozczaruję Cię. Od kilku dni próbuję go osiągnąć, ale nadal nie dotarłam na szczyt w jednym kawałku. Te głupie schody obnażyły wszystko. Okazało się, że są domem moich gremlinów, które przeprowadziły zmasowany atak. Dotarły do każdej mojej słabości, lęku i wymówki. Złamały pewność siebie, odebrały radość z osiągniętych sukcesów. Dołowały, gnębiły i w końcu…pokonały. Bo chociaż, z ogromnym wysiłkiem, wdrapałam się na górę, nie odczuwałam żadnej satysfakcji.

Wróciłam następnego dnia…nie poprawiłam wyniku. Wróciłam kolejnego i było tak samo dramatycznie. Wróciłam dzisiaj i nadal nie pojawiła się znacząca poprawa. Ale wrócę tam jutro. Pojutrze też. Za dwa dni znowu przed nimi stanę. I tak do końca świata jeśli tylko będzie trzeba. Bo kiedyś je pokonam. Nie wiem jak to zrobię, ale przyjdzie taki dzień, w którym wbiegnę po tych schodach i będę mieć siłę, by skakać z radości, a moje płuca zostaną na dedykowanym im miejscu.

Na razie wracam na tarczy, ale tanio skóry nie sprzedam. Wierzę, że niedługo napiszę o tym jak pokonać schody. Obecnie jestem na poziomie zero.…no.…może ‑1 😉 Ale w końcu się uda. Konsekwentnie, stopień po stopniu będę walczyć o coraz lepszy czas. Dzień za dniem będę próbować. Bo wiem, że warto. I chociaż na razie nie wygląda to zachęcająco, to coś się zmienić musi. Jest akcja, będzie reakcja. Włożony wysiłek, musi się zwrócić. Tak po prostu jest. Podobno gdzie drwa rąbią tam wióry lecą 🙂 Trzymam się tej nadziei jak ostatniej deski ratunku 🙂

Dzisiejsza porażka? Była komiczna 🙂 Kocyki dawały ciepełko i trzymały się mnie kurczowo. Ranek był specjalnie zimny, żeby łatwiej było się wytłumaczyć przed samą sobą, że nie warto wstawać, przecież mogę się przeziębić! Na miejscu zostałam wyśmiana przez dwójkę dzieci, które nie rozumiały, dlaczego nie mogę złapać tchu. Starsza Pani popatrzyła na mnie dziwnie…

Czy się tym przejęłam? BARDZO! Było mi głupio i wstyd. Ale co z tego? Nawet gdyby była ze mną Zuza, ona nie pokonałaby za mnie moich barier. Z resztą…ona nie miewa nawet przyspieszonego oddechu, pokonuje całą trasę z gracją gazeli 🙂 Może zrobić dla mnie wszystko, ale nic za mnie. Taka jest prawda.

Bywa. Samo życie. W podróży na szczyt jesteś sam. Zawsze. Otoczenie może Cię wspierać, może wyśmiać, ale ostatecznie jesteś tylko Ty i Twoje schody. Na początku drogi mogą wydać się nie do pokonania, jednak z czasem zauważysz, że idzie Ci coraz lepiej. Gorąco w to wierzę. Życzę nam wytrwałości, hartu ducha i konsekwentnego działania. Damy radę 🙂

Dziękuję za przeczytanie moich wskazówek.
Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie napisać
Trzymam kciuki za Twój rozwój zawodowy
i życzę samych sukcesów.

doradca kariery

Przeczytane? Bardzo się cieszę!

Czas wziąć sprawy w swoje ręce! Zacznij działać, zanim znajdziesz tysiąc wymówek, dlaczego chcesz jeszcze poczekać. Nie ma lepszego momentu na rozpoczęcie swojego treningu kariery, jak właśnie teraz.

Ciekawe? Chcesz więcej?

Zapisz się na newsletter. Otrzymasz nie tylko powiadomienia o nowych treściach na blogu, ale też dwa bezpłatne autorskie poradniki, prawdziwe skarbnice wiedzy, które od ręki pomogą Ci w planowaniu Twojej kariery.

6 thoughts on “Schody, które mnie pokonały”

  1. Nie martw się kochana. Też tak mam. Tylko że moimi schodami jest Gacka. Chociaż te schody w Gdańsku w tunelu faktycznie są mordercze.
    Powodzenia i wytrwałości życzę. 

  2. Agnieszka- jutro policzę 🙂
    Ania- ja mam schody na suchanino 🙂 te koło kościoła Emaus 🙂 3mam za Ciebie kciuki!! 🙂

  3. Wspaniała i dzielna kobieto! Dasz radę, naprawdę! Ja walczę już 1,5 roku, ćwiczę z różnym skutkiem, ale chodzę, choć koleżanki się poddały…:) I to jest ta chyba siła..:) Droga na szczyt jest górzysta i stroma, i niewiele osób tam dotrze. Tylko determinacja, w pracy, życiu, biznesie, kończy się sukcesem! Ale my Kochana, dotrzemy na pewno! Wierzę w Ciebie, wierzę w siebie. Spotkamy się tam z szampanem w ręku <3 <3

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *