Od zawsze uwielbiałam ludzi, taki mam typ osobowości. Kocham proces poznawania, lubię rozmawiać z nimi i wsłuchiwać się w opowiadane historie. Można powiedzieć, że obecność innych, skutecznie ładowała moje akumulatory i pozwalała na czerpanie energii z otoczenia, która pomogła mi w osiąganiu swoich celów. Kiedyś chwilę w samotności uznawałam za coś strasznego i bardzo tego nie lubiłam.
Pisząc ten tekst, rozglądam się po moim ukochanym miejscu w lasku, który znajduje się nieopodal Gdańska. Jest strasznie zimno, dlatego poprawiam opadający z ramion koc. Patrzę na jezioro, na znajome drzewa i drogi. Jestem sama. O tej porze nigdy nie ma tu nikogo. I wiesz co? Jest mi dobrze. Naprawdę dobrze. W końcu znalazłam upragniony spokój.
Pewnie teraz zastanawiasz się co się stało, że porzuciłam wianuszek towarzyszy na rzecz samotności. Coś Ci powiem – po prostu zaczęłam być dla siebie ważna. Do tej pory wciąż żyłam dla kogoś. Spełniałam się w różnych rolach – od partnerki, po córkę, na doradcy kariery kończąc. Wciąż uśmiechnięta, dawałam innym całą siebie, wszystko co miałam. Dbałam o nich, chciałam być blisko nich. Jednocześnie robiłam milion pozostałych rzeczy. Lubiłam żyć na wysokich obrotach, pędząc gdzieś i modląc się, by tym razem nie złamać w biegu obcasa. Naprawdę odnajdywałam się w chaosie, zgiełku i wiecznym trajkotaniu. To było coś co dostarczało potrzebnej mi adrenaliny – czy zdążę? Czy tym razem mi się uda?
Ale wszystko do czasu. Kilka miesięcy temu przyszedł mój doroczny moment tworzenia mapy marzeń. Kupiłam kolorowe naklejki, brokaty, mazaki oraz wielki, różowy brystol. Poukładałam wszystko ładnie na podłodze i usiadłam, gotowa do akcji. Siedziałam tak trzy godziny w zawieszonym w przestrzeni mazakiem. Nie mogłam nic napisać. NIC. Prawdziwa pustka. Czy to możliwe, że nie znam swoich marzeń? Nie, to absurd. Oczywiście, że wiem czego chcę…przecież mam jasną wizję w głowie. Co się stało? Zaczęłam to analizować. W końcu doszłam do odpowiedniego wniosku – każda z rzeczy, którą chciałam zrobić zakładała obecność innych osób, a więc była od nich też uzależniona. Moje marzenia nie były moje, bo praktycznie nic nie było skupionego w 100% na mnie. Wtedy zaczęłam rozumieć, że procent oddawany innym jest po prostu zbyt wielki. Skoro nie mogę powiedzieć, że coś jest tylko i wyłącznie moje, to znak i trzeba go zauważyć.
Rozpoczęłam detox. Coraz częściej wybierałam samotne spacery, zamiast kawy z koleżankami, zaczęłam sama podróżować (na razie po Polsce), chodzić do kina, na obiady. Zminimalizowałam i włożyłam w ramy kontakt z klientami, by mieć chociaż odrobinę czasu dla siebie. Idąc do kosmetyczki, delikatnie sugeruję jej, że nie trzeba mnie zabawiać. Zamiast głośnych miejsc, zaczęłam odwiedzać te bardziej kameralne i spokojne.
Nie zrozum mnie źle, uwielbiam moich bliskich, moje kumpele i kumpli, klientów też mam super, ale poczułam prawdziwe zmęczenie materiału. To trochę tak jakbym oddawała wszystkim swoją energię ale już zapomniała o tym, by ją uzupełniać, bo mi też jest potrzebna do funkcjonowania. Bałam się po prostu bycia samej i tego, że nie odnajdę się w ciszy wokół mnie. Dziś każdą taką chwilę traktuję jak nagrodę i coś wspaniałego.
Wiesz dlaczego? Stałam się spokojniejsza, zaczęłam słuchać tego co mam sobie do powiedzenia, w końcu dotarło do mnie co naprawdę chcę robić, skupiłam się na swoich myślach, dzięki czemu mocno rozwinęłam firmę. Mam wielkie plany (własnie piszę pierwszą książkę), jestem skuteczniejszym doradcą (mając poukładane w głowie, łatwiej mi planować sukces innych). Odzyskałam utraconą równowagę, a to skutkuje tym, że jestem lepszym szefem, partnerką, córką, przyjaciółką. Dlatego namawiam Cię, żebyś zaczął więcej czasu spędzać z najważniejszą osobą w życiu 🙂 Wiem, że to nie jest łatwe ale może warto wpisać w kalendarz daty kolejnych spotkań? Zastanów się kiedy ostatnio nie oglądałeś się na nikogo i zrobiłeś po prostu to, co chciałeś? Jesteś wart każdego uśmiechu, każdej dobrej iskry w życiu. Jeśli zapomnisz o naładowaniu baterii nikt nie będzie miał z Ciebie pożytku, dlatego zadbaj o siebie. Bez tłumaczenia się czy coś wypada, czy nie. Bez zastanawiania się czy to co chcesz zrobić ma sens. Po prostu raz na jakiś czas doceń swoje codzienne starania i zauważ swoje potrzeby. Staniesz się wtedy silniejszy, pewniejszy siebie i przede wszystkim szczęśliwszy. A wtedy, kto wie co zrobisz dla świata?
1 thought on “Czy warto przebywać sam na sam ze sobą?”
Trzeba umieć podzielić czas, którego w natłoku codziennych spraw i obowiązków nie mamy za dużo. A znaleźć chwilę dla siebie i tylko dla siebie, to już wyczyn. Ale gdy mamy tę umiejętność i potrafimy przebywać sami ze sobą, można poczuć spokój. Uwielbiam chwile, gdy tylko skupiam się na sobie i swoich potrzebach…