Myślę, że każdy z nas ma takie swoje miejsce, które może nazwać domem. Dla mnie jest to bez wątpienia Gdańsk, moje ukochane miasto, które mnie wychowało, pozwoliło przeżyć najlepsze i najgorsze chwile w życiu, było świadkiem sukcesów i porażek. Od poniedziałku ten mój skrawek świata pogrążony jest w żałobie po śmierci naszego prezydenta Pawła Adamowicza, który został zamordowany podczas 27 finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na oczach zszokowanych mieszkańców.
W trakcie ratowania życia prezydenta jak również po ogłoszeniu informacji o jego odejściu w internecie pojawiła się lawina hejtu i czystej mowy nienawiści. Treść pojawiających się komentarzy zszokowała mnie, nie będę ich tu przytaczać, bo powiem Wam szczerze, że nie chcę do nich wracać, nawet myślami. Każde słowo przesiąknięte było negatywnymi emocjami. Jad aż kapał. Przejrzałam z ciekawości profile tych najbardziej aktywnych komentatorów.
- Był tam mężczyzna kreujący się na przykładnego ojca z idealną fotografią rodzinną w cover photo
- Była tam Pani manager z wielkiej korporacji (Boże chroń jej zespół przed tym co ma w głowie)
- Był tam Pan w niebieskiej koszuli, który promuje się jako ekspert od budowania relacji (sic!)
- Była tam Pani, która (podobno) jest przykładną katoliczką
I wielu, wielu innych. Dorośli ludzie. Spodziewałam się małolatów. Dorośli ludzie. Rozumni. Naprawdę z nadzieją przeglądałam te profile, myślałam, że tak pisać mogą jedynie osoby o zdeklarowanym braku serca. Niestety nie. Tę mowę nienawiści promowali zwykli ludzie, żadna „patologia”. Możesz spotkać ich w pracy, w szkole, na uczelni, w sklepie. Mogą być Twoim szefem, kolegą z pracy, partnerem biznesowym…Krzyczą „to nie był mój prezydent” i to mnie przeraża. Czy różnica poglądów jest powodem do jawnej agresji? Myślałam, że dawno mamy za sobą czasy piaskownicy, gdzie liczyło się kto miał więcej foremek o fajniejszych kształtach lub dodatkowe grabki. Tak wygląda dzisiejsza komunikacja? Na tym mamy się skupiać? Na udowadnianiu czyja „racja” jest bardziej słuszna? Czy ludzkość w „walce o swoje” zapomniała czym jest dialog, kompromis i sztuka zrozumienia? I dlaczego wysłuchanie drugiej strony i empatia stawiana jest na równi z poddaństwem i słabością?
W swoim życiu doświadczyłam hejtu wiele razy, chociaż kiedyś tak się to nie nazywało, używało się mocniejszych słów jak „prześladowanie”, „nękanie” lub „gnębienie”. Dziś zostały przypudrowane i zamienione na anglojęzyczną, łagodniejszą formę, bo hejt to tylko taka mocniejsza krytyka i święte prawo każdego z nas (przecież posiadamy wolność słowa) prawda? Żałuję, że się jej używa. Dawniejsze określenia dobitniej pokazywały intencje nadawcy. Od razu było wiadomo, że ma się do czynienia z oprawcą z toksycznym sercem i wielką potrzebą wątpliwego zaistnienia przed publiką, która chwilowym poparciem ma mu zapewnić zastrzyk endorfin, łechcąc podupadłe ego. Kiedy ja doświadczałam hejtu, wiedziałam jaki miał cel. Nikt mi nie wmówi, że była to krytyka, mocniejsze wyrażanie swoich myśli lub opinii w sposób być może ironiczny lub dla mnie niezrozumiały. Tam gdzie kończy się szacunek dla drugiego człowieka i empatia, zaczyna się wyrachowanie oraz mowa nienawiści, na którą nie powinno być naszej społecznej zgody.
Wydarzenia z ostatnich dni pokazują doskonale jak niewiele trzeba, by z ludzi o toksycznych sercach wyszło wszystko co sobą reprezentują i do czego są zdolni. Tylko w imię czego? Skoro bliska śmierć CZŁOWIEKA nie skłania do refleksji, nie potrafi zatrzymać, pohamować zapędów co niektórych, to co będzie? Gdzie jest ta granica? Czy ona istnieje? A może jest sukcesywnie przesuwana, aż w końcu dojdziemy do punktu, w którym ogłosimy „wolną amerykankę” i wprowadzimy „noc oczyszczenia” podobnie jak w jednym z filmów? Przeraża mnie to w jakim kierunku idzie ta „wolność słowa”. Myślę, że hejterzy używający tego prawa jako swojej tarczy nie rozumieją o co tak naprawdę walczyło poprzednie pokolenie i hańbią ich wysiłek.
Żal mi córek i żony Pana Pawła Adamowicza. Czytanie tych okropnych komentarzy musi być dla nich niezwykle trudne. Jestem pewna, że je również należy uznać za ofiary hejtu. No właśnie … teraz mam krótką wiadomość do wszystkich osób prześladowanych i gnębionych – nigdy ale to nigdy nie pozwólcie sobie na przekroczenie własnej granicy. Wytyczajcie ją solidną i grubą krechą, brońcie jej i nie dawajcie sobą pomiatać. Nie może być zgody na takie zachowanie, nie uczcie innych, że można kogoś poniżyć i znieważyć bez żadnych konsekwencji. Nie bójcie się prosić o pomoc lub obronę, zróbcie wszystko, by czuć się bezpiecznie, odcinajcie od siebie źródła hejtu. Dbajcie o swoje poczucie godności, nie dajcie sobie wejść na głowę. Stanowczo i zdecydowanie reagujcie na próby naruszenia Waszej nietykalności cielesnej, nie pozwólcie się obrażać. Pokażcie siłę, która da jasny komunikat „ze mną nie pójdzie ci tak łatwo”. Jeśli Wam się uda – brońcie słabszych, pomagajcie innym, łączcie siły, podejmijcie odpowiednie kroki prawne. Z każdą formą nienawiści, prześladowania, hejtu można walczyć.
Możesz też liczyć na mnie. Nie jesteś sam – wystarczy, że napiszesz. Na pewno odpowiem.
Śmierć prezydenta Gdańska skłania wiele osób do refleksji, powstają wspaniałe inicjatywy jak marsze pokoju, wspólne modlitwy. Piosenkarka Dorota Rabczewska, znana jako Doda, wyszła z pomysłem zorganizowania koncertu dla fanów różnych gatunków muzycznych w imię zjednoczenia tych, którzy mówią stop nienawiści. Pojawiło się tysiące wpisów, które składają się na jeden rozpaczliwy apel do Pana Jerzego Owsiaka, aby wrócił na stanowisko prezesa WOŚP. Na fali tego pospolitego ruszenia zastanów się jak Ty możesz pomóc innym w walce z posiadaczami toksycznego serca. Czasami wystarczy drobny gest – może wiesz kogo możesz obronić, dobre słowo lub odrobina czułości. Największe rewolucje zaczynały się od iskry. Wielkie wizje rodzą się w serduchu i to one zmieniają świat. Mam nadzieję, że weźmiesz udział w jak największej liczbie dobrych projektów, bo dzięki temu to co się stało w Gdańsku nabierze innego znaczenia, nie tylko lokalnie.